Agnieszka i Andrzej

jako narzeczeni na plaży nadwiślańskiej

Kto szuka, ten dziką plażę znajdzie i w naszej Warszawie: piaszczyste wydmy, zarośla wierzb i szeleszczące o zmierzchu trzciny. Z pustej i cichej plaży (a taka jest w tygodniu, i tylko wtedy), skorzystaliśmy przy sesji my i para narzeczonych: Agnieszka i Andrzej. Okazało się, że Agnieszka do sesji się przygotowała i miała wszystko przemyślane (jak zawodowy fotograf): jakie ujęcia chciałaby, co jej się podoba, jak pozować itp. itd. Mamy cichą nadzieję, że udało się spełnić jej życzenia. Reszta naszych działań podczas wędrowania po plaży była improwizacją, uczesaną, choć fantazyjnie. I być może zastałaby nas noc w tym, nie da się ukryć, przyjemnym zakątku, gdyby nie gasnące nieubłaganie dzienne światło, ptasie piosenki na dobranoc dochodzące z pobliskich łęgów, i – last but not least – ciemne i ponuro brzęczące chmury żądnych krwi komarzyc. Ten ostatni argument przeważył i podjęliśmy zgodną decyzję o szybkiej i natychmiastowej ewakuacji z tego skądinąd uroczego miejsca. Ale z Agnieszką i Andrzejem spotkaliśmy się kilka tygodni później przy innej, ważnej okazji.