Kasia i Patryk

Majowy ślub

Czekaliśmy na spotkanie Kasi i Patryka od jesiennej sesji narzeczeńskiej, całe pół roku, i – dzień ten nadszedł w maju. Na pierwszy rzut oka Panna młoda nie straciła nic ze swojej żywiołowości, którą poznaliśmy jesienią. Sama radość po prostu, co obserwowały nasze obiektywy od przygotowań w domu rodzinnym aż do wesela. Świetnym dopełnieniem był Pan młody – skupiony (choć nie stroniący od uśmiechu i śmiechów), skoncentrowany na Najważniejszym Dniu swojego życia. Mimo, że para młoda przygotowywała się w jednym domu, udało się bezkolizyjnie uniknąć zbyt wczesnej konfrontacji młodych w strojach ślubnych: „first look” odbył się regulaminowo o czasie i we właściwym miejscu. Potem – rajd do śródmiejskiego kościoła akademickiego św. Anny. I tu parę młoda czekała niespodzianka: przed kościół nie dało się bezpośrednio wjechać, bo ulicę zatarasowały betonowe bloki. W okolicy zbierały się właśnie grupki wielbicieli jakiejś roślinności czy też może były to oddziały botaników kontestujące rzeczywistość – nie było czasu na ustalanie tego. Trzeba było przedrzeć się ku kościołowi przez ulicę Podwale, zastawioną radiowozami i policją. Na szczęście widok młodej pary w aucie ślubnym skutecznie otworzył drogę: radiowozy rozstępowały się, policjanci życzyli szczęścia i dojechaliśmy na czas! Piękna homilia była umocnieniem nie tylko dla młodej pary, ale – jak można przypuszczać – i dla pozostałych słuchających. Młodą parę i ich gości czekała jeszcze wyprawa do podwarszawskiego Hotelu Poniatowski, gdzie w stylowych wnętrzach bawili się do rana bez-al-ko-ho-lo-wo* (*szampan się liczy czy nie?). Długo po zachodzie słońca, w rześkim powietrzu majowej nocy, zaproszono wszystkich gości do obszernej altany pod kopułą, gdzie przy racach, zimnych ogniach i fotogenicznym ciężkim dymie próbowano tortu weselnego. Bardzo smaczny! Dostarczył sił i potrzebnej energii na oczepiny i tańce na długą noc.

Poniżej 3 strony reportażu: