Sesja ślubna naszej pary w kilka tygodni po ich ślubie i podróży poślubnej w dalekie kraje, miała miejsce w swojskiej Warszawie, pewnej pięknej wrześniowej niedzieli. Przemierzyliśmy dłuuugą trasę, spytacie dlaczego na piechotę? Otóż zaparkowanie w niedzielne popołudnie w miejscach uczęszczanych przez spacerowiczów graniczy z cudem, więc wspólnie z Młodą Parą podjęliśmy odważną decyzję, że dotrzemy wszędzie na piechotę.
I tak jak my („cywile”) i Pan Młody przedreptaliśmy wiele kilometrów z miejsca na miejsce, w miarę wygodnym obuwiu, tak Panna Młoda miała utrudnione zadanie, bo na sesję stawiła się dzielnie w pełnym, pięknym ślubnym rynsztunku i w butach na obcasach. Te wysokie obcasy przemierzyły bohatersko i bez skargi trasę z placu Grzybowskiego, przez Śródmieście, Ogród Saski i plac Piłsudskiego, i z powrotem do samego centrum miasta, przystając jedynie na czas pozowania ich właścicielki do zdjęć. Dały radę i my daliśmy!